środa, 27 kwietnia 2011

coś nowego.

 Święta,święta i po świętach.
U nas rodzinnie,ciepło i wesoło.
A i zajączek był hojny na ten czas.
Przyniósł nam wspaniały prezent.
Oczekiwaliśmy tego dnia od kilku miesięcy,w zasadzie trochę się wahając czy podołamy...
Ale teraz wszystkie wątpliwości znikły,kto jak to,ale my nie damy rady?

środa, 20 kwietnia 2011

Letnie??

Jeszcze nie dawno pisałam posta o wiośnie,a od kilku dni chyba lato się skrada.
Chłopcy szaleją całe dnie na ogrodzie i placu zabaw.A dziś to już na całego zabawy od rana do wieczora.
Używają trampoliny,grają w kosza i szaleją na ślizgawkach.Wszystko oczywiście w krótkich rękawkach z opalonymi buźkami.I co chwilę podlatują do kuchni po ciasteczko i szklaneczkę mleka by energii nie utracic.
Ahhh cudnie jest.

Antek od piątku (15.03) ma przerwę świąteczną aż do 3 maja,tak więc luz blues...fajnie by było gdyby jeszcze wykorzystywał tą przerwę na spanie np.a nie,właśnie wtedy jest pobudka o 7,no i na ogrodzie już są o 10....kiedyś mnie nie obudzili i w piżamach wyskoczyli grac w kosza,no Matt miał na sobie tylko górną częśc piżamki...dolną zdjął i miał zamiar ubrac majteczki i spodnie...ale zapomniał...tak więc z śiuśkiem latał po ogrodzie przeszczęśliwy,mam nadzieję,że sąsiedzi jeszcze spali...

niedziela, 27 marca 2011

Wiosennie

Wiosna zawitała na całego.
Pola,skwery i parki obsypane żonkilami,a w powietrzu cudowne zapachy wiosny.
Jest pięknie i aż chce się żyć.

Sezon ogródkowy uważam za rozpoczęty,grillowy również.
Właściwie nasz grill już został ochrzczony w zeszły weekend.
A ten weekend obfitował w prace na ogródku.
Co prawda ten szumnie nazwany ogródek to nic specjalnego.Otoczony wielkim murem,jak to bywa w irlandzkich domkach nie nastraja może romantycznie,ale jest! Jest gdzie zrobic BBQ ,jest gdzie postawic trampolinę,no i jest trochę koszenia trawy,co też wczoraj uczyniłam.
Zabawne...mąż mój robił gołąbki na obiad,a ja szalałam z kosiarką...niezła zamiana.
No ale trawa skoszona,trampolina rozstawiona,dzieciaki testowały.
Mąż mój też buduje tzw. "shed" czyli komórkę na ogrodzie by tam powrzucac rowery,grilla,kosiarkę i pewnie innych milion rzeczy,bo tak to zawalało tylko taras i niestety rdzewiało.
Co prawda kolor jaki dobraliśmy do komórki rozczarował mnie bardzo,ale już mam pomysł jak ją troszkę rozweselic. Jeszcze tylko dach skończyc,przenieśc ją w inne miejsce i będzie ready :)

a tutaj zdjęcie.Co prawda wygląda ta nasza budowla jak jakiś bunkier,ale jak się pomaluje i ogładzi to będzie coś z tego.No i najważniejsze bo zrobione własnymi ręcyma :)))

piątek, 7 stycznia 2011

Nowy Rok

Już po świętach,które w tym roku były ciche i sympatyczne.A to dlatego,że Wigilię jak i całe Boże Narodzenie postanowiliśmy spędzic sami w czwórkę.Żadnych wyjazdowych Wigilii,żadnych gości w tenże dzień.Sami,czyli rodzinnie.
Było fantastycznie.Oczywiście tradycja została złamana ponieważ dzieci najpierw otworzyły prezenty,a później usiadły do kolacji,ale to nic.Czasem można zrobic coś inaczej.
W prezencie dostałam Gift Card do TK Maxx za porządną sumkę :)

Niestety w drugi dzień Świąt padliśmy zarażeni wirusem żołądkowym.Masakra.Dzieciaki wymiotowały do 3 w nocy a od 3 tatuś okupował łazienkę.Ahh te odgłosy...jak jeleń na rykowisku.
Ja na szczęście miałam tylko rozwolnienie z czego się ogromnie cieszyłam bo wymioty to dla mnie koniec świata,mam jakiś psychiczny strach przed tym rodzajem opróżniania organizmu...
Do zdrowia powracaliśmy dość długo,całe jedzonko świąteczne szlak trafił bo przecież żyliśmy tylko wodą.
Na szczęście wyzdrowieliśmy do sylwestra i mogłam zaprosić znajomych.

31 grudnia bawiliśmy się dobrze,była Antosia koleżanka z klasy wraz z mamą i tatą.
Goście wyszli o 1:30 tak więc dzieciaki nie spały do tej godziny,nie wiem jak wytrzymali,ale jak tylko przyłożyli głowy do poduszek od razu usnęli i uwaga uwaga Matt spał do 14:30.
No ale 1 stycznia zaczął się u matki i ojca silnym bólem migdałków,ślinianek,lewego ucha i wysoką temperaturą dochodzącą do 39,5 stopnia.
Ból gardła,węzłów chłonnych i ślinianek był tak potworny,że matka aż ryczała z bólu.
2 noce z temperaturą praktycznie nie przespane przez ból.
Co dziwne,dzieci zdrowe,nawet się nie zaraziły.No ale tutaj już bardzo dbałam o to by co chwilę myc  ręce,nie pic z dzieci kubków,nie próbować jedzenia przed podaniem i non stop wycierałam łapki w odkażającym płynie.
Właściwie do dziś bierzemy antybiotyki,ale już wracamy do zdrowia.
O alleluja :P

A jak Wam minęły święta?